Tawacin nr 1[61], wiosna 2003 (fragmenty artykułów)

Harvey Arden
Mapa na resztę życia
rozmowy z Mathew Kingiem, duchowym przywódcą Lakotów

— Nie trzeba się tłumaczyć — powiedział Mat łagodnie, choć nie obojętnie. — Wiem, po co tu jesteście! Biały człowiek przyjechał do tego kraju i zgubił swe Pierwsze Wskazówki. Po tu jesteście. Szukacie wskazówek, które zgubiliście. Może wam się wydaje, że to my, Indianie, je mamy. Może wam się nawet wydaje, że zdołacie je nam wykraść, tak jak ukradliście nam ziemię. Cóż, nie da rady. Nie możecie żyć według cudzych wskazówek. Musicie żyć według swoich własnych. Nie powiem wam, jakie były wasze Pierwsze Wskazówki, choć może to i owo potrafię wyjaśnić. Niektóre wskazówki Boga są dla wszystkich. To te, które uczą nas, jak być człowiekiem. Są to Pierwsze Wskazówki o człowieku. Są one dla wszystkich, nawet dla was, chłopaki. Już czas, abyśmy my, Indianie, powiedzieli światu, co wiemy… o naturze… i o Bogu… Wchodźcie więc obaj i siadajcie. Powiem wam, co wiem i kim jestem. A wy, chłopcy, lepiej słuchajcie. Macie dużo do nauczenia się.

Głosy z Wounded Knee 1973-2003
Zainicjowana 27 lutego i trwająca aż do 8 maja 1973 zbrojna akcja tradycyjnych Oglalów i wspierających ich działaczy Ruchu Indian Amerykańskich (AIM) przeciwko polityce władz federalnych i dyktatorskiemu szefowi Rady Plemiennej w rezerwacie Pine Ridge Richardowi Wilsonowi zapisała się nie tylko w historii Lakotów. Trwający 71 dni najsłynniejszy protest tubylczy drugiej połowy XX wieku przyniósł coś więcej niż tylko chwile triumfu i nadziei, niż dwie ofiary śmiertelne i trzystu aresztowanych, niż wojnę domową w rezerwacie i batalie w sądach, niż podziały i rozczarowania wśród uczestników, ofiar i ich następców. I choć protest niewiele zmienił w samym rezerwacie, to wpłynął znacząco na zmiany w Kraju Indian.
Duchowy marsz Oglalów z czterech stron rezerwatu do miejsca historycznej masakry z 1890 roku i cmentarza w Wounded Knee, okolicznościowe forum mieszkańców i pow–wow, spotkanie ku czci poległych członków i weteranów AIM w pobliskim Kyle oraz koncert Johna Trudella z lakocką grupą rockową Indigenous w Rapid City to główne akcenty obchodów 30. rocznicy okupacji.
Wounded Knee II, śledzone niegdyś z taką uwagą przez świat wydarzenie na peryferiach Ameryki, wstrząsnęło podstawami rządowej polityki wobec Indian oraz samymi Indianami. Symboliczne znaczenie i trwałe efekty tamtych dziesięciu tygodni wykraczają daleko poza pierwotne cele i dyskusyjne osiągnięcia jego organizatorów. Do dziś jest to żywe źródło polemik i konfliktów - ale też inspiracji - dla nowych pokoleń Oglalów, tubylczych Amerykanów i nie-Indian. Wounded Knee II pozostaje legendą i wyzwaniem dla Indian nowego wieku.
Żaden ze współczesnych indiańskich protestów nie symbolizuje lepiej problemów, ideałów, dążeń i możliwości tubylczych Amerykanów, ale także - ich własnych słabości i niespełnionych marzeń. Zamieszczony obok wybór cytatów z dawnych i najnowszych wypowiedzi uczestników i obserwatorów "Wounded Knee II" ilustruje zarówno różne punkty widzenia na samą okupację i jej następstwa, jak i zmieniające się z czasem opinie na temat tego historycznego wydarzenia.
"Zostałam w Wounded Knee, bo mam ranę, której nigdy nie zaleczono. Mój dziadek zginął w masakrze 1890 roku. I trzej starsi bracia mojego taty zostali tam zabici. Nie brałam udziału w walce, ale zostałam tam, bo nie chciałam, żeby umierali samotnie. A teraz powiedziałam sobie: 'Jeśli znów mają być zabici, to chcę być jedną z nich'".
— Rachel Hollow Horn, Lakotka z Wounded Knee (1973)

Bartosz Hlebowicz
Wojna w Długim Domu Oneidów
dyrektor generalny kontra matka klanowa
W samym centrum stanu Nowy Jork toczy się zacięta walka, której stawką jest 270 tys. akrów ziemi i kształt tożsamości dwóch narodów: trwający już prawie trzydziestu lat proces sądowy, wytoczony dwom hrabstwom Nowego Jorku przez Oneidów o  odzyskanie części ziemi, która należała do nich przed przeszło dwustu laty. Amerykanie stoją przed wyborem: honorować traktaty zawierane z Indianami od początku istnienia państwa amerykańskiego czy też puścić je w niepamięć, co oznaczałoby traktowanie około tysiąca stu Oneidów jak wszystkich innych obywateli Stanów Zjednoczonych. Indianie przypominają o swym unikalnym statusie "narodu wewnątrz narodu" (nation within nation), który pozwala mu negocjować z rządem USA i domagać się odebranych - niesłusznie, zdaniem Oneidów - praw, w tym prawa do ziemi.
(...)
W 1977 roku Wielka Rada Irokeska wyznacza trzech przedstawicieli (tradycyjna pozycja messenger) nowojorskich Oneidów: każdy pochodzi z innego klanu. Mają oni z jednej strony występować w imieniu swojego ludu przed rządem USA, a z drugiej w czasie obrad Wielkiej Rady. Klan wilka reprezentuje Halbritter, wybrany dzięki poparciu swej matki klanowej Maisie Shenandoah (jest jej siostrzeńcem). Gdy w ciągu kilku lat umiera dwóch pozostałych messengers, Ray Halbritter pozostaje jedynym przywódcą Oneidów w Nowym Jorku.
(...)
W 1995 roku Ray Halbritter rozkazuje policji plemiennej zamknięcie Długiego Domu (longhouse), w którym zbierał się klan wilka. Rozgniewana tym Maisie Shenandoah usiłuje odsunąć go od władzy. Jako matka klanu wilka, wręcza liderowi trzy kolejne ostrzeżenia, po czym próbuje, zgodnie z tradycyjną irokeską procedurą, odebrać mu za pośrednictwem młodego mężczyzny poroże jelenie, symbol wodza. Bez powodzenia. W tym samym roku tak zwani dysydenci organizują Marsz Oneidów na rzecz Demokracji ("Oneida March for Democracy"), w którym protestują przeciwko sposobom sprawowania władzy przez Halbrittera. W odpowiedzi Maisie Shenandoah, jej córki i inni uczestnicy marszu ukarane zostają "utratą głosu": nie mogą występować w czasie spotkań matek klanowych i rady mężczyzn, a także, jak sami twierdzą, zostają pozbawieni wszelkich przywilejów członków Oneida Nation. (Liderzy Oneida Nation temu ostatniemu zaprzeczają). Jak tłumaczy lider "narodu", jest to tradycyjna kara za występowanie przeciw przywódcom plemienia. Dla rodziny Shenandoah zamknięcie Długiego Domu oznacza koniec pielęgnacji irokeskich wierzeń na ziemi Oneidów w Nowym Jorku.
(...)
Najnowsza historia Oneidów to nierozerwalny splot oszałamiających sukcesów i zawstydzających porażek. Osiągnięciem Halbrittera i innych (wśród nich znajdują się również jego dzisiejsi przeciwnicy) jest odrodzenie społeczności Onyota’a:ka: - opuszczona ziemia rodzinna błyskawicznie zamieniła się w żywą społeczność; Oneidowie, jeszcze kilkanaście lat temu pogardzani zarówno przez nieindiańskich sąsiadów, jak i samych Onondagów, stali się ludem chlubiącym się swoją historią i dzisiejszym rozwoje ekonomicznym. Kasyno Turning Stone należy do najbardziej dochodowych indiańskich kasyn. Przedsiębiorstwa Oneida Nation Enterprise zapewniają pracę niemal każdemu członkowi narodu... no właśnie, "niemal" - z korzyści tych wykluczeni są przeciwnicy polityczni Halbrittera, "zdrajcy narodu", jak ich określa. Człowiek, który podniósł indiański lud z kolan, teraz być może zmierza w kierunku katastrofy. W tym sensie dochowuje wierności tradycjom Oneidów, że powoduje kolejne rozłamy i konflikty - one znaczą historię Oneidów od przeszło dwustu lat.

Andrew J.R. Wala
Tainowie
Szkic dziejów, zagłady i przetrwania (dokończenie)

Las Casas, naoczny świadek, opisuje przerażające okrucieństwo kolonistów. Za najmniejszą niesubordynację karano obcinaniem dłoni. Okaleczano, prażono na rusztach ogniem i zabijano w torturach bez względu na płeć i wiek. Rozbestwienie dochodziło do zenitu, gdy w szale krwawej orgii rozbijano dzieciom głowy o głazy, rozpruwano brzuchy brzemiennym, zakładano się, kto jednym cięciem rapiera przetnie na pół Indianina. Szczuto Tainów bojowymi psami rasy mastif, specjalnie szkolonymi do polowań na Indian. Były one postrachem tubylców, bo karmione ciałami zabitych tropiły ich jak łowną zwierzynę. Las Casas wspomina, że rozdzierały ofiarę w "zdrowaśkę". Pojmując beznadziejność swej sytuacji i by uniknąć okrucieństw, Tainowie poczęli masowo zabijać swoje dzieci i popełniać samobójstwa. Przy końcu kadencji Ovando, w 1509 roku, z setek tysięcy tubylców pozostało zaledwie sześćdziesiąt tysięcy niewolników w nowym systemie eksploatacji encomienda. Jedyną próbą biernego oporu, która zakończyła się dla Indian relatywnym sukcesem, było wyprowadzenie w 1519 roku w góry, przez ochrzczonego kacyka Enriquillo, załogi całej encomiendy. Indianie utrzymali tam niepodległość do 1533 roku, kiedy korona hiszpańska objęła ich specjalną amnestią.
Historia podboju i eksterminacji Tainów na Haiti powtórzyła się na Borinquen, dzisiejszym Puerto Rico, na Kubie i na Jamajce.
(...)
Nie ulega wątpliwości, że Las Casas posługiwał się celowymi przejaskrawieniami, ale ogólnie mówił prawdę. Świadczyła o tym sytuacja ludności podbijanego kontynentu, dziesiątkowanej i cierpiącej okrutny ucisk.
Dopiero wiek XX przyniósł rzetelną analizę jego pism. Stało się jasne, że nie tylko on zaobserwował okrucieństwo zdobywców, ale wielu innych, jemu współczesnych, widziało te wydarzenia podobnie. Odkryte w archiwach europejskich manuskrypty indiańskich pisarzy z wczesnego okresu kolonialnego (jak na przykład Azteka Anonima czy Guamana Pomy de Ayali) potwierdzały opisy "obrońcy Indian". Lecz znów jego pisma znalazły "praktyczne" cele polityczne. Tym razem posłużyły jako ideologiczne argumenty antyimperialistyczne dla obozu socjalistycznego, a także, co zrozumiałe, dla walczących o swe prawa i wolność ludów kolonialnych.
(...)

Wielu emigrantów z Antyli posiadających świadomość dziedzictwa genetycznego i kulturowego Tainów utworzyło w diasporze związki tubylcze. Z dumą i determinacją eksplorują swą przeszłość, odwołując się też do tainowskiej genealogii. W Stanach Zjednoczonych znalazł siedzibę "Taino Jatibonicu Longhouse" zrzeszający emigrantów pochodzenia tainowskiego. Nanaturey (Inaruri Gua Yuke Turey), młoda kobieta mianująca się la India Taina Boricua prowadzi internetową stronę Tainów informującą o ich historii, kulturze i aktualnościach. Odrodzenie się Tainów z resztek tubylców zagubionych w społeczeństwach Antyli jest tylko kwestią indywidualnej świadomości i czasu potrzebnego na zgłębienie swej rodzinnej tradycji i genealogii.

Kacper Świerk
Matsigenka znad rzeki Paquiría w Peru we wczesnej fazie kontaktu
raport z rekonesansu badawczego (1 IX 2001–5 X 2001) (dokończenie)
Podsumowanie
Na koniec krótko podsumuję niekorzystne i korzystne aspekty sytuacji społeczno-politycznej, w której znajdują się Matsigenka znad Paquiríi, przy okazji podkreślając dotąd jedynie wzmiankowaną rolę, jaką pełni w swej wspólnocie Fernando.
Mimo że większość Matsigenka znad Paquiríi żyje na terenie Reserva, która ma chronić ich interesy i prawa, i tak są niepokojeni przez ludzi z zewnątrz (głównie przez Matsigenka z comunidades), którzy przynoszą niebezpieczne dla nich choroby, nie rewanżując się niczym, korzystają z plonów ich chacras, używają ich osad jako baz dla drwali, a także wywierają na nich naciski, by zmienili swój tryb życia i miejsce zamieszkania, czy by wbrew swej woli weszli w stały kontakt.
Niejako szczęściem w nieszczęściu jest tu sytuacja, że ci ludzie znad Paquiríi, którzy zdecydowali się żyć w kontrolowanym kontakcie z Matsigenka z Nueva Luz, znajdują się przez to bliżej bazy sanitarnej, są w zasięgu dostępu sanitario tej comunidad. Szczęściem jest też to, że tym sanitario jest właśnie Samuel Osega, człowiek oddany zadaniu, które wykonuje, i kompetentny.
Wreszcie bardzo ważnym, a dotychczas pobieżnie poruszonym aspektem całej sytuacji jest fakt, że wśród Matsigenka znad Paquiríi żyje ktoś taki, jak Fernando, człowiek mający doświadczenia ze "światem zewnętrznym" i pewną wiedzę na jego temat, umiejący przedstawić sobie niektóre konsekwencje kontaktu, mający na uwadze dobro ludzi znad Paquiríi. Z jednej strony ma on kontakt z bardziej izolowanymi grupami Matsigenka znad Paquiríi, zaś z drugiej - z ludźmi z Nueva Luz. Występuje więc w funkcji mediatora, reprezentuje niejako wszystkich Matsigenka znad Paquiríi wobec "świata zewnętrznego". Dzięki niemu sytuacja kontaktu nad Paquiríą jest w pewnym stopniu "pod kontrolą", tzn. Matsigenka z Nueva Luz czy szerzej "ludzie z zewnątrz" nie są jedyną stroną, która decyduje o tym, jak proces kontaktu ma przebiegać i jak ów kontakt ma wyglądać.
UWAGA: w następnym numerze 2[62] lato 2003 zamieścimy raport z badań prowadzonych w roku 2002

L. Sasza Cyryłowski
Indian Rock [1]
Próżno szukać w korzeniach muzyki rockowej, jednego z najważniejszych nurtów współczesnej muzyki, bezpośrednich związków z tradycyjną muzyką tubylców amerykańskich. Różniąc się zasadniczą ideą (w muzyce rockowej - skondensowanie emocji, w muzyce tubylczej - odrealniający trans), poruszały się na wyraźnie oddzielnych obszarach. Od lat 70. ubiegłego stulecia obszary te powoli zaczęły nachodzić na siebie za sprawą a to zainteresowania się artystów indiańskich muzyką rockową, a to zainteresowania się innych muzyków światem indiańskim.

Winona LaDuke
Pamięci Nilak Butler
Fresh Water Sea Ice (Lód ze Świeżej Morskiej Wody)
03.09.1953–26.12.2002

Nilak Butler, znana działaczka na rzecz ochrony praw człowieka i środowiska, aktorka, piosenkarka, siostra i ciocia wielu z nas, odeszła do świata ducha 26 grudnia 2002 roku. Zmarła w wieku 49 lat, po ponad dwuletniej walce z rakiem jajników.
"Dziś ten świat stał się uboższy. Dziś następny świat stał się bogatszy. Gdy my pogrążamy się w żalu z powodu odejścia Nilak z tej rzeczywistości, nasi przodkowie świętują przybycie Nilak do siebie. Nilak była, jest i pozostanie cząstką każdego z nas. W duchowy sposób, mamy szczęście, że znamy imię jednego ze wspierających nas duchów, Nilak Butler. Krąg trwa".
– John Trudell
"Bywają ludzie, którzy - choć nigdy nie spotkaliśmy ich osobiście - wpływają znacząco na nasze życie, system wartości i sposób postępowania. I choć pozornie może nas różnić wiele i dzielić pół świata, to czujemy, że gdyby jednak doszło kiedyś do takiego spotkania, to mogłoby połączyć nas wiele spraw bliskich nam osobiście i ważnych dla jednej Matki Ziemi. To, co przez ćwierć wieku dowiadywałem się o i od Nilak sprawiło, że stała się dla mnie jedną z takich osób. I choć z wielu względów nie mogłem jej wprost naśladować, to mimo wszystko mogłem się od niej wiele nauczyć. A jednym z paradoksów, pojmowanych być może tylko przy wspólnym nam, zapewne specyficznym, "indiańskim" sposobie myślenia, jest to, że odejście Nilak niczego w tej relacji nie zmienia. Cioteczka Nilak dołączyła do coraz dłuższej listy symbolicznych postaci mego życia, których nie zdążyłem co prawda spotkać w tym świecie, pełnym trudnych do pokonania odległości, barier, różnic i podziałów, ale które już czekają na swych młodszych przyjaciół w innej Rzeczywistości. Mam nadzieję, że na takie spotkanie zasłużę".
-
Cień

Dwie strony Ruchu
1. Do wydawcy "Tawacinu"
Piszę w odpowiedzi na dotyczący mnie list z letniego numeru czasopisma (list Niedźwiada, "Tawacin" nr 2[58], 2002).
Autor listu postanowił dowiedzieć się czegoś o mnie w rezerwacie Pine Ridge, gdzie działam od 1973 roku. Znalazł tam kogoś, kto miał do powiedzenia coś negatywnego na mój temat i o to mu właśnie chodziło.
(...)
W ciągu półtora roku cztery razy odwiedziłem Polskę. Poznałem tam przyjaciół i spotkałem wielu wspaniałych, przyjaznych ludzi. Cieszę się, że mogę się dzielić moimi duchowymi doświadczeniami i wierzeniami z tymi, którzy pragną je poznawać. Znajduję liczne podobieństwa pomiędzy Tubylcami u nas i Polakami, więc rozumiem Wasze zainteresowanie naszymi wierzeniami duchowymi.
Czuję się dotknięty, że muszę bronić sam siebie przed Polakami, bowiem nie sądzę, bym zrobił w Polsce coś złego. Ale może ten list pozwoli czytelnikom lepiej zrozumieć, kim jestem.
- James Robideau (Wichapi Wicasa), Dakota Spirit Lake
21 listopada 2002
2. "Tawacin", James, Ala
Marku!
Trochę spóźniony zabieram się do pisania, chodzi mi o fragment z "Tawacinu" 2[58] lato 2002: James (...) o religii lakockiej wie tylko tyle, co gdzieś przeczytał lub usłyszał, nie jest tam [w Pine Ridge] mile widziany, nazywają go "talker", udziela się jedynie w Tubylczym Kościele i to ponoć nadgorliwie.
Czuję się zobowiązany pospieszyć z tłumaczeniem, bo jestem przekonany, że to przekształcone informacje z listu, który napisałem do jednego z polskich przyjaciół, odpowiadając prywatnie na pytanie, jak stamtąd (Pine Ridge) wygląda James. Jednocześnie prosiłem, żeby te informacje zostały między nami.
(...)
Cały spór (patrz internetowa strona www.indianie.eco.pl) trąci właśnie o emocjonalną strunę. O przywiązanie do własnych wyidealizowanych obrazów, które — w obliczu intensywniejszych niż dawniej kontaktów z Indianami — trzęsą się u podstaw.
- Łukasz Krokoszyński

Mariusz Wollny
Czarne Suknie

Najsłynniejsze misje założyli jezuici w ówczesnym Wicekrólestwie La Platy, na granicy dzisiejszego Paragwaju, Urugwaju, Argentyny i Brazylii. Przedstawiciele Towarzystwa Jezusowego osiedli wśród Indian Guarani i w 1610 roku zbudowali pierwsze osiedle. Na przełomie XVII i XVIII wieku istniało już w tym rejonie około 30 tzw. redukcji (hiszp. reduccion) skupiających ponad sto tysięcy Indian i tworzących prawdziwe "państwo", zwane "republiką jezuicką" lub "republiką Guaranów", niezależną od administracji kolonialnej. Redukcje, pod nadzorem jezuitów, budowali sami Guarani, oni też nimi administrowali. Każdy Indianin miał działkę ziemi (uprawiając na przykład yerba mate, czyli "herbatę jezuitów"), parał się też rzemiosłem, nadwyżki produkcji sprzedając. Zakonnicy prowadzili szkoły i drukarnie, utrwalając na piśmie język guarani.


Z przymrużeniem oka -
Mirosław Dunin-Sulgostowski
[w poprzednich numerach]




prenumerata gdzie kupić?

powrót