Tawacin nr 1[57], wiosna 2002 (fragmenty artykułów)

Stare drogi
Większość ludzi w Pueblo Santa Clara nie ma już nic wspólnego z ziemią, z tym miejscem. Chodzą do pracy od ósmej do piątej, jak każdy, i chcą mieć nowy samochód, nowy telewizor i wideo. To czego naprawdę chcą, to być białą, amerykańską klasą średnią.
Widziałam, jak za mego życia indiańska kultura i to miejsce powoli roztapiają się w białej Ameryce. Co to znaczy? To, że wszystko bierzesz z zewnątrz, że otworzyłeś drzwi obcemu, by kierował twoim życiem.
Nie mogę się pogodzić z tym, że już nic nie zależy od ludzi. Nikt już nie wytwarza żywności dla siebie, nikt już nie szyje sobie ubrań, nikt nie buduje sobie domów, nikt nie troszczy się o swoje rodziny - nawet dzieci posyła się na wychowanie do obcych ludzi.
Roxanne Swentzell
Pueblo Santa Clara (Nowy Meksyk)

Muzyka Indian Ameryki Północnej
1. Pochodzenie muzyki Indian
Stara legenda indiańska mówi, że muzyka (pieśni) pochodzi od węża, który po wypełznięciu z oceanu został wrzucony do ogniska i rozprysnął się na nieskończoną ilość części, z których każda była pieśnią, zwyczajem, legendą, a wiatr rozwiał je w różne strony lądu, do różnych plemion.
2. Artykulacja dźwięku
Artykulacja dźwięku pochodzi z głosu ludzkiego i instrumentów. Śpiew Indian różni się od śpiewu europejskiego. Najbardziej charakterystyczny styl, tzw. Pan-Indian Style, reprezentowany jest przez Indian Równin i Wielkich Jezior. Jest to śpiew gardłowy, bez wibracji podniebienia, ale z wibracją głosu, na skutek maksymalnego ciśnienia powietrza na struny głosowe. Śpiew ten charakteryzują skoki z górnej oktawy na dolną.
3. Instrumenty
Zdarzało się, że pieśni wykonywano bez akompaniamentu (Taniec Węża i Taniec Łowcy Seminolów; wyjątkowo u Choctaw i Papago). Rytm pokazywano wtedy ruchem ręki. W większości jednak nieodłącznym towarzyszem pieśni był instrument. Najpowszechniejszym instrumentem był tom-tom, wytwarzany osobiście przez Indianina z drewna cedrowego i orzechowego (rama bębna) i skóry jelenia (głowa bębna) (rys. 1). Oba materiały były poddawane odpowiedniej obróbce. Tom–tom towarzyszył Indianinowi przez całe życie, był instrumentem osobistym. Grał na nim śpiewak, "obwoływacz" ogłaszający wiadomości, jak też szaman8, stąd też każdy bębenek posiadał indywidualny wzór, przy - najczęściej stosowanym - kształcie świętego czworoboku (rys. 1). Uderzano weń pałką zrobioną z kawałka drewna, której zakończenie owijano skórą jelenia (rys. 1).
Anna M. Dobrowolska
(w następnym numerze dokończenie: Pieśni życia, Charakterystyka muzyki Indian, Historia badań, muzyka współczesna)

Spuścizna po Ustawie Dawesa
Biurokraci i złodzieje ziemi w agencjach Czejenów i Arapahów z Oklahomy

W dobie postępu ideały dziewiętnastowiecznych reformatorów chrześcijańskich nadal wywierały wpływ na kształtowanie polityki amerykańskiej wobec Indian. Włączenie tubylczych Amerykanów w nurt cywilizowanego życia pozostało jej zasadniczym celem. Jednak podczas wprowadzania jej w czyn i reformatorzy, i pracownicy administracji cały czas musieli zmagać się z różnymi przeszkodami. Do tych, które w pierwszym rzędzie stały na drodze postępu, należało wydzierżawianie indiańskich gruntów. Ustawa Dawesa z 1887 roku obdarzyła tubylców działkami ziemi, a ci zamiast zabrać się do ich uprawiania, puścili je w dzierżawę, pobierając znaczne opłaty od farmerów i hodowców. Przepojeni ideałami pracy reformatorzy uznali taką transakcję za niemoralną i uznali, że gdyby Indianie posiadali mniej ziemi, musieliby utrzymywać się tylko z uprawy ziemi czy też innego zajęcia. Gdyby więc sprzedano przyznane działki, to za uzyskane pieniądze nabyto by maszyny rolnicze, wyposażono domy i zapewniono niezbędną pomoc w celu nauczenia Indian rolnictwa. Aby zrealizować ten program Kongres wydał w latach 1902-1910 szereg dekretów, które pozwalały na sprzedaż całej indiańskiej ziemi, podzielonej na mocy ustawy Dawesa. Postanowienia te, nieudolnie wykonywane przez niedoświadczonych biurokratów, stworzyły białym nieograniczone wprost możliwości ograbienia Indian z ziemi i dobytku. W 1921 roku ponad połowę członków plemion objętych ustawą Dawesa stanowili pozbawieni ziemi, mieszkający na wsi, dotknięci nędzą ludzie. To przynoszące hańbę krajowi zjawisko żywo ilustruje alienacja [przeniesienie praw własności] ziem indiańskich w rezerwacie Czejenów i Arapahów z Oklahomy.
Donald J. Berthrong

Zawsze potrafią przetrwać
O tożsamości Lenapów z Bridgeton

Podobnie jak w przypadku innych grup ze wschodu, poddanych najdłuższej, kilkusetletniej akulturacji i asymilacji, powstanie nowego plemienia Lenapów nastąpiło w ślad za tzw. etnicznym przebudzeniem grup imigranckich. Moi informatorzy, pytani, dlaczego reaktywowanie plemienia nie nastąpiło wcześniej, odpowiadają, że ich rodzice i dziadkowie obawiali się, że - jak niegdyś ich przodkowie - zostaną przesiedleni do Oklahomy. Jakkolwiek taka groźba - realna w XIX wieku - w XX wydawała się już mało prawdopodobna, obawy współczesnych Lenapów bez wątpienia były rezultatem wieloletniej polityki władz stanu New Jersey. Jeszcze w roku 1894, kiedy zmarła Indianka Lenape, Anna Roberts, władze kolonii triumfalnie ogłosiły, że odtąd w New Jersey nie mieszka już żaden przedstawiciel indiańskiej rasy. Zapomniały chociażby o dzieciach Anny Roberts... Do dziś, w miejscu, gdzie stał jej dom, widnieje napis upamiętniający "ostatnią Indiankę z New Jersey".
Bartosz Hlebowicz

Przebijając się przez chmury
Indianie z Chiapas

W mieście [San Cristobal de Las Casas] panuje niesamowity klimat. Czas jakby zupełnie się zatrzymał. Małe, zaciszne, brukowane uliczki. Niskie, różnokolorowe domy z ceglanymi dachówkami, górskie powietrze, choć nie tak rześkie jak nasze, tatrzańskie. To najmniejsze miasto, jakie do tej pory widzieliśmy. Czuć tajemniczy zapach epoki kolonialnej.
(...)
Czas jakby się zatrzymał. Teraz dokładnie, choć z lekkim niedowierzaniem przyglądam się temu, co dzieje się na rynku. To indiański targ. Jakże jednak różny od widzianych dotychczas. Targ Indian dla Indian. Jest, jak większość, gwarny i kolorowy. Tu sprzedawano prawie wszystko, co na prawdziwie tradycyjnych, wiejskich targach można znaleźć. Przysłowiowe mydło i powidło, ale głównie warzywa, wełnę, owoce, tykwy, a także inwentarz żywy: kury, koguty i... psy. No właśnie, wszędzie się kręcą. Niektóre się już nie kręcą, bo leżą na stole z obdartą skórą, czekając na kupca. Panuje tu ogromny chaos i gwar. Nie słychać hiszpańskiego. Stragany rozłożone są wprost na ziemi, jest strasznie brudno. Gdzieniegdzie można zauważyć plastikowe stoliki i krzesła, na których siedzą Indianie. Czujemy się bacznie obserwowani, chociaż jakby nikt nie zwraca na nas uwagi. W wielu miejscach sprzedaje się coca colę. Jak się później okazuje, jest to dość ważny element w wierzeniach Indian Tzotzil. Coca cola stosowana jest w rytuałach oczyszczania.
Joanna Bartuszek

Izolowane grupy tubylcze w regionie górnego biegu rzeki Purús (Peru)
raport organizacji Cabeceras Aid Project

Rozmawiałem z niektórymi członkami Pioneer Mission o nawiązywaniu kontaktu z grupami, takimi jak Mashco. Scott Welsh i jego żona wyrażali uczucia przerażenia i politowania co do obecnego trybu i warunków życia tych Indian. Wyrazili opinię, że koczownicze życie łowców-zbieraczy, bez religii chrześcijańskiej musi sprawiać im wielkie cierpienie. Mówili, iż wierzą, że interwencja organizacji Pioneer Mission w znaczący sposób uczyni życie Mashco lepszym, ponieważ przyniesie im Słowo Boże i materialne dobrodziejstwa naszej cywilizacji, co pozwoliłoby im zmienić sposób życia, przyjmując nowe wzorce. Choć nikt nie wyraził tego kategorycznie w ten sposób, misjonarze są przekonani, że korzyści, jakie przypadną Mashco dzięki ich działalności, będą nieproporcjonalnie większe niż trudności i problemy, jakie mógłby wywołać kontakt nawiązany w wyniku poszukiwań przedsiębranych przez Pioneer Mission. Paul Johnson, kierownik ekspedycji i nieoficjalny doradca zespołu Pioneer Mission usprawiedliwia interwencję tej organizacji innymi racjami. Paul wskazuje, że wejście Mashco w kontakt z ludźmi z zewnątrz jest i tak nieuniknione, lepiej więc - jak twierdzi - by ten kontakt nawiązała Pioneer Mission (lub jakaś inna grupa, której członkom leży na sercu pomyślność i dobrobyt Mashco), niż by miał tego dokonać ktoś zainteresowany ekonomicznym wykorzystaniem "dzikich" czy ktoś, kto pragnąłby ich skrzywdzić.
Lev Michael

Ryzyko kontaktu ze światem
izolowane grupy tubylcze Amazonii

Kontakt ze światem zewnętrznym niesie ze sobą wielkie ryzyko dla grup izolowanych, których przedstawiciele uczestnicząc w nim (czynnie lub biernie, dobrowolnie czy nie z własnej woli), nie zdają sobie sprawy, jak ten "nasz świat" funkcjonuje. Standardowym zagrożeniem w tak zwanej fazie wczesnego kontaktu jest zarażenie Indian chorobami odeuropejskimi, na które nie są uodpornieni. Bywało, że jeden wybuch epidemii wkrótce po kontakcie unicestwiał większość tubylczej populacji, która zetknęła się z ludźmi z zewnątrz. Sytuacje takie często są wynikiem nieodpowiedzialności ze strony ludzi nawiązujących kontakt, którzy winni podjąć działania zabezpieczające zdrowie Indian (głównie szczepienia). Inne zagrożenia to przemoc ideologiczna i fizyczna ze strony okolicznej ludności i misjonarzy oraz eksploatacja ekonomiczna. Agresywna działalność misjonarska i nacjonalistyczna polega na deprecjonowaniu tradycyjnych wzorców kulturowych, zastępowaniu "irracjonalnych" i "pogańskich" treści - "racjonalnymi" - narodowymi i chrześcijańskimi. W ten sposób grupa taka często pozbawiana jest prawa do własnej tożsamości. Narzędziem światopoglądowej agresji często w praktyce jest szkoła, która z założenia powinna spełniać funkcję pozytywną. Znajdując się z nagła w takich okolicznościach, izolowana dotąd grupa doznaje na ogół tak zwanego szoku kulturowego, który w efekcie często prowadzi do dezorganizacji tradycyjnej kultury i zaniku odrębności etnicznej. Zaznaczyć przy tym należy, że za przemoc ideologiczną i eksploatację ekonomiczną grup tubylczych we wczesnej fazie kontaktu, a bywa, że i za zarażenie ich chorobami, często odpowiedzialni są okoliczni zakulturowani Indianie. Wychodzą oni z założenia, że stojąc wyżej pod względem "ucywilizowania" od swych "dzikich" pobratymców, a będąc jednocześnie Indianami, lepiej rozumieją ich potrzeby niż nie-Indianie, w związku z czym to oni winni przejąć opiekę nad nimi i podjąć misję ich ucywilizowania. Za słowem "opieka" w praktyce często kryje się kontrola, a za "cywilizowaniem": przemoc ideologiczna, wykorzystywanie ekonomiczne i inne nadużycia. Takie postępowanie wobec grup izolowanych i w fazie wczesnego kontaktu stoi w sprzeczności z prawami, które jakie teoretycznie gwarantują im państwa, w których grupy te żyją.
Kacper Świerk

Yamashta! czyli Ten Który Prawie Umarł
W lipcu 2000 roku rząd peruwiański - po międzynarodowych naciskach - utworzył Zona Reservada de Alto Purús na obszarze zamieszkałym m.in. przez niektóre spośród izolowanych grup indiańskich. Żyjącym na tym terenie Indianom utworzenie "rezerwatu" dało pewną ochronę przed osadnikami i przedstawicielami przemysłu drzewnego. Ponieważ jednak Zona nie daje żadnego prawa własności do ziemi, więc ochrona ta jest niepewna i niepełna. Zona nie objęła swoimi granicami przyległych do niej od południowego wschodu obszarów pomiędzy rzekami Tahuamanu, Las Piedras i Manú, na których również schroniło się i od dawna żyje wiele grup izolowanych. W tej chwili przy granicach chronionego obszaru trwa intensywny wyrąb, a przedstawiciele przemysłu drzewnego starają się o formalne koncesje na jego prowadzenie. Jeśli do tego dojdzie - apeluje Survival International - byt żyjących tam w izolacji Indian będzie zagrożony.
Wśród kilkudziesięciu izolowanych grup żyjących w Brazylii jest jedna, która składa się z jednego człowieka. Reszta zginęła - prawdopodobnie z rąk hodowców bydła. Nikt nie zdążył im pomóc, podobnie jak dziesiątkom innych grup, które wyginęły, nie zostawiając nikogo, kto mógłby opowiedzieć ich historie.
Magdalena Krysińska-Kałużna

Szansa przetrwania
organizacje na rzecz ludów tubylczych

Organizacji pracujących wśród ludów tubylczych jest obecnie bardzo wiele i nie sposób ich wszystkie wymienić. Chcę przedstawić kilka grup wsparcia, które powstały mniej więcej w tym samym czasie, działają w skali międzynarodowej i nie przyświecają im inne cele niż humanitarne (na przykład religijne), aczkolwiek różnią się sposobem definiowania problemów tubylców, wytyczonymi celami i metodami pracy. Wskazać można trzy orientacje działań na rzecz ludów tubylczych.
1. "Realiści", czyli orientacja konserwatywno-humanitarna (Cultural Survival)
2. "Bojownicy", czyli orientacja liberalno-polityczna (Survival International)
3. "Utopiści", czyli orientacja naturalistyczno-ekologiczna (ruchy ekologiczne)
Dorota Ligocka

Dwie strony PRPI
Pojawiające się co jakiś czas opinie, jakoby "Tawacin" stronił od Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian i niechętnie zamieszczał artykuły o jego działalności, skłoniły nas do przeznaczenia w każdym numerze minimum dwóch stron, które - mamy nadzieję - zostaną wypełnione informacjami o tym wszystkim, co ciekawego dzieje się w naszym środowisku.
Dział ten będzie redagował Dariusz R. Kachlak, ale oczywiście zapraszamy do współpracy wszystkich, którzy chcą się podzielić swoimi osiągnięciami czy refleksjami o swej indianistycznej ścieżce, jak również wyrazić poglądy kontrowersyjne. Dość przekorna nazwa tego działu oznacza naszą otwartość na wszelką krytykę, bo wiemy, że w Ruchu nie wszystko jest dobre i nie wszystko jest złe.
1. Kim jesteśmy?
2. James Robideau znów w Polsce
3. Ubrania dla Indian

Aztlan Underground
piosenka zaangażowana

Postanowiłam napisać o nominowanym do Nammy 2001 w kategorii hip-hopu zespole, który nagrody nie dostał - o Aztlan Undergound (nagroda przypadła w udziale Rollin’ Fox). Zainteresowała mnie nie tyle ich muzyka - no cóż, hip-hop jak hip-hop, choć mocno poplątany z rockiem, rapem, soulem i kto wie czym jeszcze, z wplecionym w to wszystko tradycyjnym indiańskim instrumentarium, ma swój koloryt i sens, ale przyciągnęły (czytaj: przeraziły) mnie teksty, które Yaotl (Wojownik), lider zespołu do tej muzyki wykonuje. Kipiące złością, z dużo większą agresją niż standardowe teksty hip-hopowo-rapowe, z mocnymi, często nieparlamentarnymi słowami, wymieszane z partiami tekstu po hiszpańsku, imionami bogów z azteckiej mitologii zdecydowanie nie pozwoliły mi przejść obok tej formacji obojętnie.
CD: Subversus Decolonize
Ewa Sienkiewicz

Zwierzenia Cienia
117. Zobaczyć prawdziwych Indian… Nie wystarczyły indiańskie protesty, marsze i okupacje. Nie dość było międzynarodowych konferencji i biegów z udziałem Indian. Nie pomogli tubylczy artyści, aktorzy, tancerze i piosenkarze, indiańskie gazety, wydawnictwa i strony internetowe. Mimo kilku dekad publicznej aktywności tubylczych przedstawicieli, dopiero gigantyczne komercyjne przedsięwzięcie sprawiło, że kilka miliardów ludzi na świecie mogło na ekranach telewizorów zobaczyć i usłyszeć prawdziwych Indian XXI wieku. Dzięki organizatorom XIX Olimpiady w Salt Lake City amerykańscy Indianie mieli swoje piętnaście minut — dosłownie i w przenośni. Ale czy potrafili je wykorzystać?

Z przymrużeniem oka (rys. Mirosław Dunin-Sulgostowski)

prenumerata gdzie kupić?

powrót