Żyję i mam się
dobrze
list z 14 lipca 2001
Witajcie!!!
Byłam na wykopkach!!
Dwa tygodnie!! Dlatego nie pisałam.
Nie mogliśmy dostać
się do wioski, gdzie mieliśmy kopać (świątynia z przełomu er), wiec zmieniliśmy
plan i pojechaliśmy w tę część półwyspu, gdzie wszyscy nas znają i kochają,
i żadne blokady nam nie straszne. No i robimy coś, czego nikt przed nami nie
robił, a mianowicie grzebiemy w tarasach, żeby zobaczyć, jak je budowano i spróbować
wydatować. To jest jeden wykop, a drugi jest w miejscu, gdzie jeden z miejscowych
powiedział, że tu jest grób, on natrafił na niego przypadkowo i zakopał, nie
wyrabował ("tambylcy" są wyedukowani przez Chavezów i wiedza, ze nie należy
rabować grobów, tylko poczekać na profesjonalnych archeologów). Kopiemy, kopiemy,
natrafiliśmy na kości... kota. Złożonego prawdopodobnie jako ofiara dla Matki
Ziemi, bo w towarzystwie dwóch buteleczek, w jednej zachowały się resztki jakiejś
cieczy, pewnie alkoholu.
Kopiemy dalej, jest!
Jakieś wielkie kamole, zapewne przykrywają grób. Jest i dziura, na pewno komora!!
No i co? No i la guzik, kochani!! Jesteśmy już dwa i pól metra w głąb, żadnego
grobu ni ma, ale za to jest cos dziwnego. Jakiś korytarz, idzie pod tarasami,
wiec zapewne starszy. Nie przypomina nic innego z tego regionu. Chavezowie są
bezradni, nie maja pojęcia, co to takiego. A przecież grzebią w andyjskiej ziemi
nie od wczoraj, tylko od lat, mniej więcej, sześćdziesiątych. Poza tym znaleźliśmy
dziwną ceramikę, technika wykonania wskazuje na Inków, ale wzory są nietypowe:
lamy i... wykrzykniki. O ile wykrzykniki od wielkiej bidy można wcisnąć Inkom,
o tyle lamy nie, bo oni rysowali tylko wzory geometryczne.
Zrobiłam niezłe
wrażenie na wszystkich, podobno jestem pierwszym w historii projektu studentem,
który, jak mu się każe rysować, w przerwach miedzy rysowaniem nie siedzi z założonymi
rękami, tylko biega z wiadrami z ziemia, grzebie w wykopie i w ogóle stara się
pomagać jak może.
A poza tym, to jest
fantastyczne, od dzieciństwa lubiłam robić plany wyimaginowanych miast, a tu
rysuje prawdziwe mapy, plany kolejnych poziomów w wykopach, zrobiłam mapę całej
okolicy, to jest nadzwyczajne!!!! Poza tym wszystko na wykopkach jest nadzwyczajne,
nudna jest tylko robota na sarandzie (wybaczcie polską końcówkę doczepioną do
hiszpańskiego słowa, ale nie mam pojęcia, jak się nazywa po polsku takie sitko
na trójnogu, na którym przesiewa się ziemie wybrana z wykopu, żeby wyłowić przeoczone
artefakty), no ale nie uciekam i od tej roboty.
No wiec wszyscy
mnie tu kochają, ja tez kocham wszystkich, i tylko jedna chmurka wisi nad horyzontem:
ruch indiański się radykalizuje, zaczyna nabierać barw komunistycznych, co gorsza
w jednym regionie maja już pospolite ruszenie, z bronią palną. Nad krajem wisi
groźba wojny domowej. Rząd chce rozmawiać, daje gwarancje szefowi protestujących,
ze w La Paz będzie bezpieczny, po czym natychmiast po przybyciu do stolicy go
aresztują. Szybko go wypuścili, upomniało się o niego Amnesty International,
ale nie ma co, świetny sposób na rozpoczęcie dialogu.
Ale to jest gdzieś
daleko, dzisiaj mamy małą imprezę, inauguracje biblioteki, której budowę zasponsorowali
Chavezowie, już jestem w kompletnym stroju indiańskim, nawet nie jest taki ciężki,
na jaki wygląda, tylko nie radzę sobie z kapeluszem, ciągle leci mi z głowy.
Kolo mnie kreci
się parę podejrzanych typów, jeden chciał mnie już porywać do Argentyny, na
szczęście wyjechałam na wykopki i kontakt się urwał. Wszystko przez ten nieszczęsny
ajmarski Nowy Rok, w tym kręgu kulturowym kobieta, która samotnie idzie na tańce,
daje do zrozumienia, że pilnie poszukuje męża. To jeszcze pół biedy, ostatecznie
co mnie obchodzi, co sobie o mnie myślą mieszkańcy Copacabany, problem w tym,
że co drugi nieżonaty copacabanin sadzi, ze jest idealnym kandydatem ;-(
Uf, będę już kończyć,
odezwę się prawdopodobnie za tydzień. Może już będziemy wiedzieli, co to jest
to, co wykopujemy!!
całuję wirtualnie
:-*
Stasia
powrót
do strony głównej
list następny