Rany podskórne
15 poetów tubylczej Ameryki

wybór, opracowanie i wstęp — Maurice Kenny

przedmowa — Karl Kroeber
przekład — Marek Maciołek

Spis treści

Maurice Kenny Rany podskórne — wstęp
Karl Kroeber Przedmowa
Przedmowa druga
Nota redakcyjna

Rany podskórne

PAULA GUNN ALLEN (Laguna–Sioux)
PETER BLUE CLOUD (Mohawk)
JOSEPH BRUCHAC (Abenaki)
DIANE BURNS (Anishnawbe)
GLADYS CARDIFF (Cherokee)
ELIZABETH COOK–LYNN (Crow Creek Sioux)
JOY HARJO (Creek)
LANCE HENSON (Cheyenne)
LINDA HOGAN (Chickasaw)
DUANE NIATUM (Klallam)
SIMON J. ORTIZ (Acoma)
ROKWAHO (Mohawk)
WENDY ROSE (Hopi–Miwok)
LESLIE MARMON SILKO (Laguna)
ROBERTA HILL WHITEMAN (Oneida)

Ilustracje
SALLI BENEDICT (Mohawk)
PETER JEMISON (Seneca)
KAHIONHES (Mohawk)
JAUNE QUICK TO SEE SMITH (Flathead) strona przedtytułowa

Noty o autorach

 

Rany podskórne

Jest wiele ran i blizn, które zasklepiają się w ciele, mózgu i duchu. Poeci z tego zbioru podjęli bardzo udaną próbę odsłonięcia swych ran przed oczyma tych, którzy nie potrafią albo nie chcą widzieć niczego poza kamienna twarzą, fantastycznymi rekwizytami tancerza pow wow, strzelby przechowywanej w zbiorach Fundacji Heye’a (Muzeum Indian Amerykańskich) czy stłuczonej butelki po tanim winie w rynsztoku w Gallup. Osiągnęli to na wiele różnych sposobów, odsłaniając te rany spod skóry; opowiadając o oszuście (tricksterze), kojocie i kruku; a także przez proste piękno pieśni wybuchającej w lirycznej muzyce radości i naturalnego zachwytu, ale też często i bólu.

Tubylczy Amerykanie (Native Americans) nie otrzymali jakiegoś szczególnego przywileju spośród innych ludzi na świecie, jakiejś dyspensy tylko dlatego, że są tubylcami na tej ziemi, w Ameryce, której niegdyś byli jedynymi strażnikami, i dlatego tubylczy poeci, reprezentowani tutaj, nie mają także żadnej szczególnej mocy, której nie posiadaliby inni poeci i nie mogli wykorzystać do odsłonięcia swych ran. Do pewnego stopnia wszyscy ludzie są zranieni. Dlaczego zatem poezja Wendy Rose, Petera Blue Clouda, Roberty Hill Whiteman czy Elizabeth Cook–Lynn jest ważna i piękna? Czym różni się poezja Joy Harjo i Duane’a Niatuma od poezji Susan Howe czy Wendella Berry? Czy jest coś takiego, jak tubylcza, "indiańska" poezja? Oczywiście nie. Jest poezja napisana przez osobę, która akurat jest Czipewejem albo Siuksem. Wszyscy poeci z tego zbioru tworzą wiersze za pośrednictwem języka angielskiego, tego samego, którego używają Howe i Berry, tego samego języka, w którym Szekspir pisał swe tragedie, a William Carlos Williams swe wiersze.

Jest jednak pewna różnica. Kto wie, może jedną z różnic między poezją Pauli Gunn Allen i Denise Levertow jest prosty fakt, że Levertow jest emigrantką na tej ziemi, ma miejsce, dokąd może wrócić, podczas gdy Allen, która pochodzi stąd, nie ma miejsca, do którego może powrócić, ani zresztą takiej potrzeby. Na tej ziemi jest u siebie w domu, podobnie jak kiedyś bizony, jest cząstką układanki, cząstką harmonii życia jak kukurydza, świetlik i szemrzący strumień, które są na tej ziemi od zawsze. Różnica pomiędzy poezją Rokwaho i Lance’a Hensona a Teda Koosera, cenionego poety natury, może polegać na tym, że Rokwaho i Henson widzą wronę inaczej niż Kooser i rozumieją ważną pozycję wrony w tej układance Stwórcy. James Merrill nie zobaczy i pewnie nie zrozumie rynsztoków spływających winem w Gallup w Nowym Meksyku, w ten sam sposób, kiedy Linda Hogan zbliży się do tego miasta. Hogan dostrzeże śmierć Narodów, eksterminację ducha człowieka. Czy William Stafford podejdzie tak samo do cmentarzyska jak Simon J. Ortiz? Robert Peters nie opowie tych samych historii w swej poezji, używając tego samego języka, co Diane Burns pisząca o Wisconsin, w którym się urodziła i wychowywała. Peters, syn drobnego farmera, mógł nabrać pod wpływem biednego dzieciństwa niechęci do samej ziemi, natomiast Burns, której dzieciństwo było pewnie niewiele lepsze, została wychowana w duchu akceptacji, czci i wdzięczności dla ziemi Anishinabe. Nie, nie ma indiańskiej poezji, ale jest indiańska wrażliwość w brzmieniu ciszy, szacunku do chmury, jastrzębia i cedru podczas wędrówki przez czas; prawie i przywileju milczenia, milczeniu góry, wizji, rzece torującej sobie drogę do kwitnącej łąki morza, duch puszczy i nocy, prawie przetrwania zgodnie z własnym życzeniem i trwania w czasie jako człowiek, kojot, bóbr czy łosoś. Tubylcza wrażliwość oznacza jedność we wszystkim i poszanowanie tej jedności... a nie wytrzebianie wilków i niedźwiedzi pijących ze źródeł zatrutych arszenikiem przez farmerów; wyjaławianie rzeki z życia przez odpady nuklearne; brutalne eksterminowanie Majów z Gwatemali na mocy rządowego dekretu, żądzy rozwoju ziemi i wydarcia z niej bogactw naturalnych.

Woda oddycha, skała żyje, stopiona lawa, która niedawno wylała się z ust wulkanu św. Heleny była żywa i oznacza zarówno ostrzeżenie dla niszczycieli, jak i nową warstwę gleby i trawy dla wyeksploatowanej ziemi.

Często zapominamy, że ziemia, Matka Ziemia, jest ciałem z naszego ciała, ciałem wszystkich stworzeń dużych i małych, i kiedy rani się jej ciało, nasze też jest ranne. Kiedy umiera Matka Ziemia, my także umieramy. Bez niej nie ma pożywienia. Poeci z tego zbioru śpiewają na jej cześć i pragną jej trwania, jak również trwania wszystkich innych stworzeń, śpiewając nie z rozpaczy, ale z nadzieją. Śpiewają z powodu tych ran podskórnych i śpiewają przez nie, by rozdrapać blizny i zbudować nową ziemię, odgrzebać odwieczną ideę ...przetrwania.

Maurice Kenny
Brooklyn, N.Y., luty 1983

 

Przedmowa

Kiedy poproszono mnie o wskazanie, co tubylczoamerykańscy poeci, występujący w tym zbiorze, wnoszą do poezji amerykańskiej, czułem pokusę, by odpowiedzieć: nieustanną artykulację kontr–tradycji, definicję obcości, importowaną cechę "głównego nurtu" literatury amerykańskiej. Nie dość poważnie pojmujemy wagę terminu tubylczy. Poeci z tego zbioru podtrzymują więzi, jakkolwiek słabe, z tradycją sztuki słowa mówionego, a nie pisanego, przeżywaną wspólnotowo zamiast wyrazistego wyobcowania i eksperymentowaną raczej substancjalnie niż formalistycznie. W tym zbiorze niewiele da się znaleźć formalnego "swobodnego" eksperymentalizmu, charakteryzującego współczesną poezję amerykańską. Poeta indiański skupia się na temacie, jego język przyjmuje dowolną formę, niezbędną do zbadania jakiegoś sedna sprawy, jakiegoś punktu zapalnego w życiu społecznym, wspólnym poecie i jego słuchaczowi. Punkt ten może powstać pod wpływem ściśle osobistych doznań, zakochania się, utraty rodziny, zetknięcia się z jawną wrogością Białych, doświadczenia jakiegoś zjawiska naturalnego, ale jego znaczenie określa cele umocnienia czy odnowienia więzi społecznych, aby mogły trwać dalej. To dlatego właśnie tubylcza poezja tak łatwo sama się odnawia, tak łatwo może, jak w tym zbiorze, mówić z zapałem i nadzieją nawet w wyraźnie niesprzyjających okolicznościach. Dla tych poetów sztuka jest głosem o dzieleniu się życiem.

Karl Kroeber
1983

Przedmowa

W przedmowie do pierwszego wydania tego zbioru, stwierdziłem, że sztuka tubylczych poetów Ameryki jest głosem o dzieleniu się życiem. Duchowa wartość życia wyrażona została w uwadze Wendy Rose, że żaden indiański poeta nie próbuje odgrywać roli szamana ani też mieszać zadań poety–śpiewaka z posługą osoby duchownej. Indiańscy poeci nie czują potrzeby domagania się daru prorokowania. Dzielą się duchową świadomością, która jest zawsze obecna i dostępna dla każdego członka grupy plemiennej. Linda Hogan opisała, jak — wychowana bez bezpośredniego kontaktu ze swą tradycją plemienną — musiała nauczyć się, że wizje, których doświadczała, nie są niczym nienormalnym; musiała nauczyć się, że "nie jest stuknięta, jak Indianka". Nauczyła się, że dla Indianina moc tego szczególnego wejrzenia wypływa z poczucia przynależności do całego świata poprzez przynależność do ludu.

Określanie indiańskiej duchowej świadomości mianem "mistycznej" to przysłanianie jej znaczenia trochę abstrakcyjnym terminem. Indiańska duchowość to realistyczne spotkanie ze światem w jego prawdziwym kształcie. To otwarcie się na potencję bycia, które nie jest nieracjonalne, ale przyćmione przez poleganie na racjonalnym systematyzowaniu; otwarcie się na namacalność naturalnego uczucia, okaleczonego przez zwyczajną zmysłowość.

Moc płynąca z tej świadomości emanuje z całej indiańskiej poezji jako prosta i swojska siła, nie mająca nic wspólnego z egzotyką. Jest to siła duchowej mocy codziennego, naturalnego bycia w całej swej przyziemności. Kultura zachodnioeuropejska oddziela ducha od ciała, formę doskonałą od niedoskonałej materii, [Kant] noumena od phenomena. Kultury indiańskie, przeciwnie, łączą to, co fizyczne i naturalne, z tym, co duchowe i nadnaturalne. W indiańskiej poezji zatem najbardziej powszednie rzeczy, miejsca i chwile — jak "deszczowe światło popołudnia" w wierszu Wendy Rose, ale też bezbarwne przejawy współczesnego życia w mieście, jak stara łyżka Ortiza, przyczepa dłużycy Bruchaca, obskurny bar w Albuquerque Harjo — mogą promieniować uświęcającym blaskiem. Wydarzenia te i przedmioty nie są przedmiotem kultu, ani fetyszem, ale dostrzega się ich duchowe wymiary i je pielęgnuje.

Dlatego właśnie ci poeci mogą nieustannie sięgać do starych plemiennych źródeł, od których zostali zbyt gwałtownie oderwani. Dlatego właśnie ci poeci nie muszą szukać korzeni, swej tożsamości. Ich korzenie tkwią głęboko w sposobie reagowania na każdą rzecz, co zapewnia im tożsamość nie tyle osobistą, ile wspólnotową. Ich poezja jest "trudna" tylko dlatego, że — jak zauważyła Paula Gunn Allen — poezja indiańska pozostaje na obrzeżu głównych współczesnych nurtów literackich. Znajduje się tam ze względu na wewnętrzne, gruntowne pokrewieństwo do rzeczy, jak żywe jednostki w żywym kosmosie. To właśnie to "pokrewieństwo", które z humorem przywołuje Peter Blue Cloud, pokazując, że postać Kojota nie tylko była możliwa, ale ciągle taka jest wśród Indian, ponieważ widzą oni, że "wszystkie istoty są spokrewnione".

Poczucie całkowitego pokrewieństwa podkreśla silne przywiązanie do miejsca, co wyróżnia te wiersze. Nie chodzi jedynie o przemożne poczucie umiejscowienia. Chodzi raczej o sposób widzenia człowieka jako istoty, która w wyobraźni umiejscawia się sama. Rzeczywistość to pokrewieństwo, nie oddzielnych części, ale części jednej całości, jednostki z całą sytuacją — i to właśnie poezja (pieśń) powinna podejmować. Ci współcześni poeci, nie mniej niż ich przodkowie, poczynają słowo jako żywy oddech, nie zwykłe sapnięcia własnej ekspresji, ale ludzki sposób kontynuacji i zachowywania równowagi, co oznacza zachowanie gotowości do zmiany, współzależność wszystkich rzeczy i sił. A jednak, inaczej niż przodkowie, współcześni poeci indiańscy śpiewają z głębi zranionych kultur, fizycznie uszkodzonych i wywłaszczonych, ale nade wszystko jeszcze dotkliwiej skaleczonych duchowo, podskórnie. Mimo to jednak, w dosłownym sensie, są oni w domu, nawet w chaosie współczesnego życia, ich kultury należą do podglebia naszego kontynentu, ton ich wierszy jest charakterystycznie pozbawiony emfazy, zaniżony, a nawet delikatny w swym gniewie. Ale to właśnie dlatego te wiersze są prawdziwie, choć nie ostentacyjnie, mocne, pewne i afirmujące. Zawarta w nich pasja nie jest wyolbrzymiona, a niesprawiedliwość zostaje potępiona bez histerii. W tych wierszach czytelnik napotyka stopniowe odsłanianie cichej prawdy, niczym "dym znad wody pokładający się w lesie", i cierpliwą czujność na wszelkie ruchy ciągłości życia, z których czasami przebłyskują olśniewające wizje:

lodowego konia
galopującego
prosto w ogień.

Karl Kroeber
Columbia University, 1987



Nota redakcyjna:

Czuję miły obowiązek wyrażenia słów wdzięczności redaktorom i wydawcom z White Pine Press, Elaine i Dennisowi Maloney oraz Steve’owi Lewandowskiemu za ich zainteresowanie wznowieniem antologii Rany podskórne, której pierwsze wydanie ukazało się dzięki staraniom o. Beneta Tvedtena w Blue Cloud Quarterly Press w 1983 roku. Niniejsze wznowienie z pewnością trafi do nowego i szerszego grona słuchaczy i czytelników tych wybitnych poetów i artystów, którzy zyskują coraz szerszą i różną publiczność, w miarę jak ich twórczość rozwija się (rozkwita) w postaci nowych wierszy do nowych tomików, nowych kresek i barw na płótnach do zawieszenia w rozmaitych galeriach. Cztery lata mogą przynieść ogromną zmianę w artystycznej twórczości i odbiorze w kręgach literackich i artystycznych. Od 1983 roku wielu autorów, występujących w tej antologii, dokonało wielkich osiągnięć i wywarło wielki wpływ na odbiorców.

Znów muszę wyrazić przykrość z powodu pominięcia, z różnych przyczyn, innych dobrze zapowiadających się poetów, takich jak Karoniaktatie, Elizabeth Woody, Joe Dale Tate Nevequaya, Charlotte DeClue, Phil Minthorn i oczywiście tubylczych poetów z Kanady. Być może następna antologia obejmie ich utwory, a także prace takich zdolnych artystów, jak Jolene Rickart, Richard Whitman, George Longfish, Ernest Whiteman i innych.

Chciałbym zwłaszcza podziękować o. Benetowi Tvedtenowi za śmiałość przy pierwszym wydaniu tej antologii i za jego niespożytą energię i twórczość; a także J. G. Gosciakowi i Helene Browning za ich pracę, Jamesowi Ruppertowi, Madge i Murrayowi Hellerom, memu uduchowionemu Deanowi, Gail Rogers Rice, Andrew Wigetowi, Rochelle Ratner, Markowi Narsissianowi, Frankowi Murphy’emu i Paulowi Rosado za ich słowa otuchy, a Michaelowi Castro za radę i, oczywiście, Karlowi Kroeberowi za jego przedmowy; jak również moim zastępczym sekretarkom: Sandy Joost, Terri Vaughn i Sandy Pope; na koniec Barbarze i Geary’emu Hobsonom za wiele dobrych nocy i poranków przy śniadaniu, a także za wiersz.

—Maurice Kenny
Saranac Lake, The Adirondacks, zima 1987

 

 

PAULA GUNN ALLEN

Wioząc gościa na zwiedzanie ruin

Joe Bruchacowi

Do dziś powtarza jak pojechał na zachód
i mnie odwiedził. Wiedziałam, że chce zobaczyć
to i owo, jak zresztą każdy
kto znajdzie się na tym odludziu w Nowym Meksyku.
I kiedy rano po jego przyjeździe piliśmy
kawę, spytałam
czy chciałby zobaczyć stare
indiańskie ruiny?
Z wrażenia zabłysły mu oczy,
pomyślał pewnie
o miejscach, które już znał
jaskinie Mohawków z maskami fałszywych twarzy,
przyjazne brązowe skóry, dawno temu opuszczone
ruiny pueblo wykutego w pionowych
ścianach piaskowca, związane
z ludźmi i odwieczną ziemią.
Jasne, odparł. Bardzo bym chciał.
To jedziemy, powiedziałam, i wsiedliśmy do mojego samochodu.
Minęliśmy kilka przecznic aż do pionowego
budynku ze strzeżonymi mieszkaniami,
przeszliśmy przez chodnik i nacisnęłam dzwonek.
Wpuszczono nas i ruszyliśmy po schodach,
mijając basen i salę bankietową
w głębi korytarza. "Patrz, basen na świeżym powietrzu",
zauważyłam. Pojechaliśmy windą
pięć pięter, potem w głąb korytarza i pukam do drzwi.
"Joe", powiedziałam kiedy znaleźliśmy się w środku

wytwornego apartamentu z widokiem na miasto,
"
chciałabym ci przedstawić stare indiańskie ruiny,
jak obiecałam. Moja matka, pani Francis
i moja babka, pani Gottlieb".
Zrobił wielkie oczy i po chwili parsknął śmiechem,
patrząc w szoku na uśmiechnięte od ucha do ucha
twarze kobiet, które właśnie poznał.
I do dziś powtarza opowieść o starych
indiańskich ruinach, które odwiedził w Nowym Meksyku,
które dalej żyją w stylu pueblo
wysoko, gdzie wróg ich nie dosięgnie,
jak za dawnych czasów.

Cazenovia, NY
luty 1982

 

Paula Gunn Allen (ur. 1939) — poetka, powieściopisarka, eseistka i wykładowca. Profesor Studiów Indiańskich na Uniwersytecie Kalifornijskim. Jej matka pochodziła z ludu Laguna Pueblo i Siuks, ojciec zaś był Amerykaninem libańskiego pochodzenia. Opublikowała następujące tomiki wierszy: The Blind Lion (1975), Coyote’s Daylight Trip (1978), Star Child (1981), A Cannon Between My Knees (1981), Shadow Country (1982) i Wyrds (1984). W 1988 roku wydano także jej wiersze wybrane Skins and Bones. Poems 1979–1987. W 1983 roku wydała pierwszą powieść The Woman Who Owned The Shadows. Jest także autorką dwóch zbiorów esejów o literaturze i kulturze tubylców amerykańskich: Studies in American Indian Literature (1981) i The Sacred Hoop: Recovering the Feminine in American Indian (1986). Opracowała też antologie dwudziestowiecznej literatury indiańskiej Voice of the Turtle. American Indian Literature 1900–1970 (1994) i Song of the Turtle. American Indian Literature 1974–1994 (1996). W książce As Long As the Rivers Flow. The Stories of Nine Native Americans (1997), opracowanej wspólnie z Patricią Clark Smith, przedstawia sylwetki dziewięciu tubylczych Amerykanów, którzy wnieśli szczególny wkład w dziedzinie sztuki, polityki, sportu itp. Obecnie zajmuje się głównie tematem feminizmu w tubylczych kulturach, czego owocem są zbiory legend o tubylczych heroinach Grandmothers of the Light. A Medicine Women’s Sourcebook (1991) i antologia współczesnej literatury kobiecej Spider Woman’s Granddaughters. Traditional Tales and Contemporary Writing by Native American Women (1989). W Polsce ukazał się jej esej Mistycyzm Indian Amerykańskich oraz kilka wierszy w kwartalniku "Tawacin" (nr 1, 1992).

 

Tytuł niniejszej antologii Rany podskórne zaczerpnąłem z wiersza Geary’ego Hobsona Barbara’s Land Revisited — August 1978, którego pierwodruk ukazał się w "American Indian Chapbook", The Beloit Poetry Journal, 1980:

"Pokaż no mi swoje prawo jazdy"
i już wraca cały stary lęk
podskórna rana

Tytuł oryginału: Wounds Beneath the Flesh
Copyright © 1987 White Pine Press
Copyright © for the Polish translation by Marek Maciołek 1998