Maurice Kenny
(ur. 1929)

Maurice Kenny urodził się w 1929 roku. Jest Mohawkiem i jednym z najmocniejszych głosów XX-wiecznej poezji indiańskiej w USA. Wykładał w North Community College i na Uniwersytecie stanu Oklahoma. Redagował dział poezji w czasopiśmie "Akwesasne Notes". Od początku lat siedemdziesiątych współtwórca odrodzenia poetyckiej sceny tubylczych Amerykanów. Przez dwadzieścia lat mieszkał w Brooklynie, obecnie ma dom w Saranac Lake na północy stanu Nowy Jork. Opublikował ponad dwadzieścia tomików poezji, m.in.: I Am the Sun (1976), North. Poems of Home (1977), Dancing Back Strong the Nation (1979), The Smell of Slaughter (1982), Mama Poems, za który otrzymał w 1984 roku nagrodę American Book Award, a także tom Blackrobe: Isaac Jouges (1982), który zdobył nominację do nagrody Pulitzera, Greyhounding This America (1988), w którym poeta opatrzył wiersze własnym komentarzem, Tekonwatontii: Molly Brant. Poems of War (1992) oraz wiersze wybrane Between Two Rivers. Selected Poems 1956-1984 (1987) i On Second Thought. A Compilation (1995). Wydał też zbiór opowiadań Rain and Other Fictions (1990) oraz eseje Backward to Forward. Prose Pieces (1997). Opracował również antologię wierszy 15 poetów tubylczej Ameryki Rany podskórne (1987, wyd. polskie 1998). W Polsce jego opowiadania i wiersze ukazały się w "Literaturze na Świecie" (nr 2, 1989), kwartalniku "Tawacin" (nr 17, jesień 1991, ss. 26-31; nr 1[37] wiosna 1997, ss. 3-7; nr 2[46] lato 1999, ss. 3-7; nr 1[65] wiosna 2004, ss. 3-10) i antologii dawnej i współczesnej literatury Indian Ameryki Północnej Tylko Ziemia przetrwa... (1992).

 

Poziomki

Helenie

I zjechałem greyhoundem do Brooklynu
gdzie siedzę teraz jedząc leśne poziomki
wyhodowane na plecach meksykańskich farmerów
sprowadzone z pól na ich rękach,
sok nie ma koloru ani słodyczy

moje dzikie krwawe jagódki z wiosennych łąk
wysysane przez czerwcowe pszczoły
i strzeżone przez jastrzębie
plamiły mi twarz i osładzały
język... leczyły ciało ze smutku

pędy czołgają się po trawiastym poszyciu
na północy, rozpanoszyły się po świecie
szukając blasku słońca i niewinnego
kropienia deszczu aby nasycić korzenie
i pączki białych kwiatów, które w czerwcu
zaowocują i ogłoszą wiosnę
kiedy wilk zrzuci zimowe futro
i wyklują się czyżyki

moja krew, krwawe jagódki, co przynosiły uśmiech
i ból w zgarbionych plecach, co zmagały się
z mleczami przed wyrwaniem,
a pędy piastowały naszą młodość i zapowiadały
kosaćce, kukurydzę i melony

walczyliśmy z ptakami o nasiona
zbroiliśmy się przeciw wężom i polnym myszom;
wygrywaliśmy bitwę z palącym słońcem
które oślepiało nam oczy i odmrażaliśmy ręce
o pędy i ziemię gdzie klęczeliśmy
i śmialiśmy się w porannej rosie jak robaki
i dżdżownice; czuliśmy starość i mądrość

moja matka goiła rany tego świata
sasafrasowym okładem i jedliśmy
dzikie jagódki, a ich sok spływał
w głąb naszych ust i radości

Siedzę tu w Brooklynie jedząc meksykańskie
poziomki, których nie zbierałem, nawet
nie znam rąk, które je zrywały, ani ich opowieści...
pada styczniowy śnieg, posłuchajcie...

z tomu Dancing Back Strong the Nation (1979)

 

Pojechałem na północ zimą

Pojechałem na północ zimą

a tam tańczyli w Długim Domu
kobiety tańczyły
starcy tańczyli
dzieci tańczyły

jedliśmy placki kukurydziane


Pojechałem na północ zimą

słyszałem wilka
słyszałem płacz dziecka
słyszałem bęben

Wiedziałem że jeszcze raz wytańczą siłę Narodu

Pojechałem na północ


z tomu Dancing Back Strong the Nation (1979)

 

Molly

Gdybym umiała szkicować postaci
pokazałabym ci ojców Trzynastu Ognisk
jak wielu moich przodków walczyło
o Długi Dom
ognisko w środku i dwoje drzwi
którymi wszedłeś i przez które
wyniosłeś zapaloną żagiew;
jak wyniosłeś mądrość
naszego wielkiego i mądrego Dawcy Pokoju
tak jak przyjąłeś naszą kukurydzę,
łapałeś pstrągi z naszych rzek
ściągałeś włosy z naszych głów.
Gdybyś słuchał otwartymi uszami
a ja umiała szkicować te przyrzeczenia
na korze brzozy albo kamieniu,
zawsze byś pamiętał
gdzie wolność i wyzwolenie
pierwszy raz przyciągnęły twoją uwagę.

Niech płonie twój ogień
i pozwól naszemu
jaśnieć również,
znak ducha.
Symbol przetrwania
nasze pola kukurydzy,
nasza biała sosna pokoju,
orzeł bacznie lustrujący
cały nieboskłon.

A lud, który nie pamięta:
deszcz padający na kamień.

z tomu Tekonwatonti / Molly Brant: Poems of War (1992)

 

15 maja 1982
Zatoka Three Mile, stan Nowy Jork


Zawiodłem wiele razy, to moja największa wada.

Wnieśli czerwoną trumnę do zimowego grobowca
kiedy ja jeździłem greyhoundem po Kalifornii.
Żadnych usprawiedliwień.

Był piękny dzień, napisała ciocia Ruth.
Wiosna i bez. Mlecze. Błękitne niebo, parę chmurek,
rybacka łódka w zatoce. Idealny.

Tam niewielu:

Mary, Ruth i Jennie, i Martin opierający się
na nowej lasce. Mary powiedziała, że kazał zrobić ładny pomnik
i obnosił się z samotnością, żalem
i skruchą za tyle lat upokorzeń. Za późno. Nie wiem,
czy był ksiądz. I tak by cię nie wskrzesił
ani złagodził bólu, jaki czułaś w środku.

Wierzyłem w siłę śmierci.
Aż umarłaś.
I przestałem.
Teraz wierzę w echo,
w ziemię, która cię obejmuje. Wierzę w ptaka
i jego lot, choć nie jestem pewien, jakiego, jastrzębia
czy mewy, jałowiec przy twoim grobie i jezioro
niezbyt odległe, którego się bałaś od dzieciństwa.
Na orzechu jest lato, a potem żniwa
i zima, która ci ziębiła ramiona, zawsze.
Wierzę w pory roku, a także czas, jak sądzę.
Między kwileniem a rzężeniem jest tak niewiele...
od czasu do czasu śmiech z jakiegoś dowcipu
i więcej bólu niż ludzkie serce może znieść;
rozczarowanie i potworny brak miłości.
Nie podliczę rachunków.

Tęsknię za tobą.

Przepraszam, że zawiodłem. Nie mówię,
że już więcej tego nie zrobię, bo pewnie tak będzie.

Teraz możesz być szczęśliwa. Jesteś tam, gdzie chciałaś...
w Zatoce pod jałowcem, przy ojcu,
którego kochałaś. Był dobrym człowiekiem, mówiłaś zawsze.
Może to jedyny mężczyzna, który był miły.

Ale jestem słodki.

Nie chcę być taki. Umieranie to nie jest nieudany obiad.
Chcę być prawdziwy, szczery, bezstronny...
co jest trudne... otwarty. Chcę sobie
przypominać ciebie, kiedy jadę greyhoundem w ciemności
albo zbieram jeżyny, albo głaszczę kotkę, palę ryż.
Nie jestem dobry w elegiach... nawet dla ciebie, matko,
kondolencje, kwiaty, telefony, mówienie
dziękuję... tak jak nie byłem dobry w całowaniu policzków
czy przychodzeniu na czas na kolację. Ale kłamałaś
mi wtedy... tak jak kłamałaś wszystkim swoim mężczyznom.
Może teraz znów mi skłamiesz, że zawiodłem.

z tomu The Mama Poems (1984)

 

Nieudany sonet

To mało istotne, że kochasz
mało przekonujące... bo dzieci
i tak nie mogą pojąć dlaczego
rzuciłaś jednego mężczyznę dla drugiego

Zmieniamy miłości jak wilki zrzucają
zimowe futro na wiosnę.
Zmieniamy jedną twarz na drugą
nie nauczywszy się tej pierwszej.

Rozwód to ostateczność,
ściana pomiędzy zrozumienie się.
Nie rozwiązuje niczego:
czysty fartuch na brudnej sukni.

z tomu The Mama Poems (1984)

 

28.01.81
FIFI


Jeden

Powiem po prostu, że byłaś kobietą,
która dała mi dwa jastrzębie pióra,
tak cenione przez swego dziadka.
Wiszą w moim studiu na gałęzi
z gniazdem wróbli z lasu.
Widzę je codziennie. Kotka ociera się o nie.
Często sobie mówię, że muszę napisać.
Raz na miesiąc twój adres wpada mi w ręce.

Twierdziłaś, że to specjalne pióra.
Spytałem, czy chronią przed złem,
czy spełniają sny,
odnawiają starą miłość.
Twój śmiech zmiótł poranek na pustyni...
- Zobaczysz - odparłaś ze słońcem na ustach.

Dwa

Dzisiaj, kiedy patrzyłem na pióra
i przyrzekałem kartkę, nadeszła poczta z Gallup.
Jim pisał, że pojechałaś do miasta,
że w powrotnej drodze do domu wśród Hopi
twój truck został przepołowiony.
Zginęłaś na miejscu.

Gdy błądzę myślami między piórami, kartką i śmiercią
Sula siada mi na kolanach, odciągając uwagę.
W Brooklynie właśnie pada śnieg.
Muszę napisać parę listów.
Kotka ogryza ołówek.

z tomu Humors and/or not so humorous (1988)

 

Pierwsza zasada

niech kamienie utworzą wpierw krąg nie ścianę,
na tyle szeroki żeby objąć
młodą trawę i pagórki
wysokie sosny i rzekę
jak słońce obejmuje zieleń, wiązy i drozdy,
najważniejsze to ułożyć kamienie
gdzie odgłos kroków zaciera wiatr
zapewniając starcom i wilkom sen,
gdzie bawią się dzieci
i łapią śnieg jeśli chcą;
na początku nie mówi się słów.

jak lato zmienia wiosenne
gąsienice w motyle,
tak znajdą się i nowe kamienie do kręgu,
wypluskane w sadzawce
oblepione dotykiem
skrzydeł wodnych pająków;
na początku nie mówi się słów.

tak trzeba zacząć
z kamieniami w szerokim kręgu
błotnych nagietek w kwieciu
jastrzębi polujących na myszy
chłopców wdrapujących się na wzgórza
żeby posiedzieć pod słońcem i pomarzyć
o orlich skrzydłach i antylopie;
na początku nie mówi się słów.

z tomu North: Poems of Home (1977)

 

Faye

wiatr dmucha w sosnę jak we flet
wiatr bębni po igłach

dziewczyna czeka na chłopca
który ma przyjść

dziewczyna czeka
na chłopca

z kubkiem słodkiej herbaty
i dalekim zapatrzeniem

śnieg zasypuje drzewa
kiedy dziewczyna czeka

na chłopca
a sosnowy płomień

w brzuchatym piecu
grzeje psa za starego już na króliki

z tomu Dancing Back Strong the Nation (1979)

 

wiersze przełożył Marek Maciołek